piątek, 29 grudnia 2017

O tym, jak samozadowolenie może skutecznie zastąpić solidność. Zwłaszcza przed Świętami.

Nieodebrane połączenie.
Oddzwaniam, bo to może kurier z paczką, na którą niecierpliwie czekam.
To kurier.
- Byłem już u pani - mówi wyraźnie szczęśliwy.
- Ale jak to "już". Dostałam esemesa, że będziecie między 14.00 a 15.00
- Tak, ale już byłem.
Krótko, konkretnie, uszczęśliwionym głosem. Spieszy się pewnie na weekend, do domu.
A nich mu tam - myślę. U nas zawsze ktoś jest, więc pewnie odebrali moją paczkę.
- Nie było problemu z wydaniem paczki? - pytam na wszelki wypadek.
- Żadnego  - słyszę naprawdę szczęśliwego człowieka - Zostawiłem w domu obok.
- Słucham? - nie dowierzam - Dlaczego? Nikogo u mnie nie było?
- Nie wiem. Nie sprawdzałem. Dla sąsiada miałam kilka paczek, to i pani paczkę zostawiłem.
- Ale czemu? - pytam zdruzgotana. W domu obok siedzibę ma firma, więc jeśli nie zdążę przed zamknięciem, moje czekanie przedłuży się o kolejne kilka dni.
I wtedy szczęśliwy człowiek po drugiej stronie telefonu, mówi z rozbrajającą szczerością:
- Paczka już zapłacona, to co mi zależy.

Mnie zależy.
Mogłabym złożyć reklamację, ale jak unieszczęśliwić takiego szczęśliwego kuriera. Tym bardziej w okresie świątecznym. Odpuszczam zatem.

Najwyżej następnym razem zamówię za pobraniem.
Niech sąsiad płaci.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz