poniedziałek, 13 listopada 2017

O tym, jak ważne jest by zajęcie wykonywane z pasją, miało choć odrobinę sensu


Tym razem poniedziałek przed południem, czyli czas, gdy odbiera się wszystkie telefony, nawet te niezidentyfikowane. Zwłaszcza na komórkę firmową.
Więc odbieram bez szemrania.
A tam męski, uprzejmy głos, pełen pasji:

- Dzień dobry. Czy to Kancelaria.... (Tu pada cała nazwa firmy włącznie z moim nazwiskiem)?
- Tak, słucham.
- Dzień dobry - pan się powtarza - nazywam się Tak i Tak, dzwonię z firmy Takiej i Takiej. Zajmujemy się ochroną środowiska. Chciałem zaproponować Pani nasze usługi. W zakresie zagospodarowania odpadów. Stałych i płynnych, oczywiście.

Tracę głos. Ten człowiek dobrze wie, gdzie dzwoni. Upewnił się przecież z a n i m przedstawił ofertę. 
- Nie dziękuję, nie potrzebuję Państwa usług - udaje mi się wyjąkać.
Pan nie rezygnuje:
- No dobrze, rozumiem. A może Pani klienci byliby zainteresowani?



Zaczynam się zastanawiać, czy to się dzieje naprawdę. Czy ktoś, nawet tak pełen pasji, naprawdę mógł założyć, że w wolnych chwilach rozmawiam z klientami na temat ich problemów z zagospodarowaniem odpadów. Stałych i płynnych, oczywiście.

- Nie byliby. Z tego co wiem, żadnemu się nie przelewa.
Pan bez słowa rozłącza się.

Zostaję z pytaniem egzystencjalnym, kto im ustala grupę docelową przy tym telemarketingu, ale szybko dochodzę do wniosku, że to pewnie jakiś projekt z dofinansowaniem za innowacyjność.

Innowacyjność i pasja.
Nie inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz