wtorek, 28 stycznia 2020

Kto myśli w lutym o Świętym Mikołaju?



    Kończy się styczeń. Choinka, nawet jeśli z jakiś względów jeszcze się ostała, przypomina już dużo bardziej Kopciuszka po północy, niż w trakcie balu. Zaraz będą Walentynki, potem Dzień Kobiet, wiosna, egzaminy, Zimna Zośka, czy na co tam każdy z nas czeka. O Świętach już nikt nie pamięta. Tym bardziej o Świętym Mikołaju. Kto pisze w lutym do Świętego Mikołaja? Kto o nim pamięta? No właśnie.
       Słabo u nas z wdzięcznością. I nie chodzi absolutnie o taką wdzięczność "komuś za coś", bo jestem głęboko przekonana, że wśród wielu destrukcyjnych oczekiwań, jakie gnieżdżą się w ludzkich sercach, oczekiwanie na wdzięczność innych jest jednym z najgorszych. Nic, co robisz dla innych oczekując wdzięczności nie da ci satysfakcji. Każda pomoc, każdy prezent czy poświęcenie, na które się zdobyłeś oczekując wdzięczności, traci sens i swój charakter. Staje się transakcją wiązaną, która ostatecznie przyniesie więcej szkody, niż pożytku. Świat jest pełen ludzi, którzy podstawą każdego działania czynią oczekiwanie na wzajemność. Żyją pod sztandarami z haseł: "Tak się dla ciebie poświęcam, a ty nawet tego nie widzisz", "Wszystko dla was, a wy dla mnie nic", "Szybko zapomniałaś, kto ci podał rękę, niewdzięcznico", a żyjąc w ten sposób i wciąż domagając się wdzięczności, unieszczęśliwiają siebie i innych. A wystarczy po prostu robić to co należy, nie oczekując niczego w zamian. Nie kląć na Boga, że dobro nie wraca. Wraca, choć zwykle  z zupełnie innej strony. 
        "Niewdzięczny... " mówiła Telimena do Tadeusza i wszyscy wiemy, ile jej to dało 😉
A zatem nie o taką wdzięczność mi chodzi, choć oczywiście i taka wdzięczność, nieoczekiwana, a szczera, zawsze stanie się źródłem szczęścia, i to paradoksalnie, dla obu stron. Ale nie o niej tym razem.
        Dziś mowa o wdzięczności do losu, do świata, Opatrzności i wspomnianego Świętego Mikołaja, bo dla tych, którzy jeszcze wierzą, to też wdzięczność raczej niespersonalizowana, niezwiązana z konkretną osobą w naszym otoczeniu. A z taką wdziecznością u nas wszystkich słabo. Ktoś nas zaprogramował na dostrzeganie samych negatywnych stron życia i teraz przekazujemy te kody dalej z zadziwiającą konsekwencją. 
       A bo śniegu nie ma, a bo spadł i ślisko, a bo mróz i koszty ogrzewania wzrosły, a bo nie ma mrozu i grypa szaleje. A bo za wcześnie do pracy wstać trzeba, a bo spać nie mogę, a do pracy dopiero na 8.00. I tak dalej i ciągle coś w ten deseń.
        A to może trzeba odwrotnie. Pomyśl w lutym w Świętym Mikołaju. Nie sądzę, żeby on tam teraz siedział z fochem, że nikt o nim nie pamięta, rozmyślając o ludzkiej niewdzięczności. Raczej siedzi ze szklaną dobrej whisky pełen wdzięczności, że za chwilę znowu Święta i znów wszyscy będą o nim gadać z wypiekami na twarzy. Zrób to samo. Pomyśl czasem o tym, za co możesz być wdzięczny losowi. Że święta były, chociaż bez śniegu. Że nie samotne, choć różnie w życiu bywa. Że w dostatku, choć porcelana nie miśnieńska.  Że Walentynki zaraz, Dzień Kobiet, wiosna, egzaminy, Zimna Zośka albo na co tam czekasz. I niech ci tak zostanie do lata. Nawet jakby whisky skończyła się dużo wcześniej 😉
         

      Zawsze jak widzę te małą wydrę* ze zdjęcia, jestem przekonana, że ona jednak dziękuje Matce Naturze w zachwycie, a nie Ją znów o coś prosi 😊

*zdj. Marac Kolodzinski

czwartek, 4 lipca 2019

Jeżdżę ostatnio z przymusu samochodem Taty.
Wyjeździłam paliwo. Wypadałoby zatankować, ale nie jestem pewna czy to "dizel".
Już ze stacji dzwonię na komórkę Taty. Długo nic. W końcu odbiera Mama.
 - Co tam? Ojciec nie może podejść.
 - To spytaj go tylko na jakim paliwie jeździ wasz samochód, ale szybko.
W tle słyszę powtórzone przez Mamę pytanie i jakieś odgłosy ich rozmowy. W końcu Mama podaje kluczową informację:
 - Ojciec mówi, że normalnie - na wyrwie

piątek, 29 grudnia 2017

O tym, jak samozadowolenie może skutecznie zastąpić solidność. Zwłaszcza przed Świętami.

Nieodebrane połączenie.
Oddzwaniam, bo to może kurier z paczką, na którą niecierpliwie czekam.
To kurier.
- Byłem już u pani - mówi wyraźnie szczęśliwy.
- Ale jak to "już". Dostałam esemesa, że będziecie między 14.00 a 15.00
- Tak, ale już byłem.
Krótko, konkretnie, uszczęśliwionym głosem. Spieszy się pewnie na weekend, do domu.
A nich mu tam - myślę. U nas zawsze ktoś jest, więc pewnie odebrali moją paczkę.
- Nie było problemu z wydaniem paczki? - pytam na wszelki wypadek.
- Żadnego  - słyszę naprawdę szczęśliwego człowieka - Zostawiłem w domu obok.
- Słucham? - nie dowierzam - Dlaczego? Nikogo u mnie nie było?
- Nie wiem. Nie sprawdzałem. Dla sąsiada miałam kilka paczek, to i pani paczkę zostawiłem.
- Ale czemu? - pytam zdruzgotana. W domu obok siedzibę ma firma, więc jeśli nie zdążę przed zamknięciem, moje czekanie przedłuży się o kolejne kilka dni.
I wtedy szczęśliwy człowiek po drugiej stronie telefonu, mówi z rozbrajającą szczerością:
- Paczka już zapłacona, to co mi zależy.

Mnie zależy.
Mogłabym złożyć reklamację, ale jak unieszczęśliwić takiego szczęśliwego kuriera. Tym bardziej w okresie świątecznym. Odpuszczam zatem.

Najwyżej następnym razem zamówię za pobraniem.
Niech sąsiad płaci.


czwartek, 7 grudnia 2017